26 lut 2016

Prologue. Dance de la muerte (Lover's inferno)

     W przeciągu ostatnich tysiącleci, aspekt wiecznie dziewiczej ziemi zmienił się radykalnie tuż przed naszymi oczami. Jedna katastrofa goniła drugą, wybrańcy popadali w szaleństwa, chaos panował wśród ludzi, a imperia oraz królestwa podupadały łatwiej niż cienka, kwiatowa łodyga na jesiennym wietrzę. Demony, które do pewnego momentu potrafiły jeszcze brać udział w życiu człowieka, teraz nie miały już powodu, by wychodzić z piekła. Nikt nie miał ochoty niszczyć tego, co zniszczyło się samo. Poziom barbarzyństwa przerastał nawet nas co wiązało się z tym, że nikt nie chciał mieć już więcej do czynienia ze światem zewnętrznym. Zrezygnowanie z podróży na ziemię nie przypadło jednak, do gustu wszystkim rezydentom przeklętej gleby. Lucyfer - sam władca oraz pan podziemnego koszmaru - wręcz umierał z nudów. Zmuszony poprzez prawo do przesiadywania w swoim pałacu, niezwykle prędko zdołał znaleźć zajęcie, które chociaż na chwilę zajmowałoby mu myśli, a tym zajęciem... Nie był nikt inny niż ja we własnej osobie. Jako istota bez duszy i tym samym twór bez prawdziwego ciała, jakoś dawałam radę znosić te wszystkie fizyczne ciosy, które otrzymywałam praktycznie codziennie. Wiedziałam, że mojego pana powoli pochłaniało szaleństwo. Nie do wiary, prawda? Najsilniejsza istota jaka istnieje, zgięła się pod siłą samotności - tak człowieczego, aczkolwiek intensywnego uczucia, którego każdy wystrzegał się jak ognia. Jedyne co mnie jednak, martwiło to fakt, że moja obecność powoli przestała wystarczać. Tortury stawały się co raz gorsze, a nagrody słodsze oraz dłuższe. Lucyfer nie był już pewny niczego o czym myślał. Był jak tykająca bomba zegarowa gotowa do wybuchu. Z tego powodu całe piekło trzymało się od niego z daleka. W zamku prędko zostaliśmy tylko we dwójkę. Nie wiedziałam jak długo jeszcze zdzierżę ten koszmar na jawie... Miałam tego dość.
    Chłodna dłoń przyozdobiona pięcioma, czarnym paznokciami ostrymi jak brzytwa, przejechała delikatnie po linii mojej krtani, wybudzając mnie gwałtownie z głębokiego zamyślenia. Zdezorientowana zamrugałam powoli powiekami, po czym zadarłam podbródek wysoko do góry, by spojrzeć pytająco w stronę siedzącego na wysokim tronie mężczyzny. W jego szkarłatnych oczach o gadzich źrenicach widać było przeraźliwą pustkę. Chorobliwie blada skóra przykryta była cieniem, a hebanowe włosy, sięgające ramion odbijały w sobie światło pochodni.
- Panie? - zapytałam niepewnie. W odpowiedzi Lucyfer przymrużył lekko oczy.
- Znowu odpłynęłaś myślami gdzieś z dala ode mnie. - stwierdził z pobłażliwym uśmiechem na stosunkowo cienkich wargach. Jak zwykle w takich chwilach, jego głos przesiąkł do cna urazą zupełnie, jakbym rzeczywiście uciekła nie wiadomo gdzie. Speszona tym surowym tonem, skuliłam się w sobie i skierowałam wzrok na czarną posadzkę. - Z pewnością również musisz się nudzić. - dodał spokojniej.
- Pańska obecność jest dla mnie wystarczająca. - skłamałam, po czym oparłam policzek na udzie mężczyzny i spojrzałam smutno na elegancką salę pozbawioną życia. Tak bardzo brakowało mi czasów w których pałac pełen był służby. Przyjęcia urządzane była praktycznie codziennie, a Lucyfer zawsze był w innym miejscu, pozwalając mi podróżować gdzie tylko poniosła mnie wyobraźnia. Teraz wszystko się zmieniło. Czułam się jak skuta łańcuchami zwierzyna.
    - Kłamiesz. - Ostre słowa Lucyfera nie dawały mi ani chwili wytchnienia. Zrezygnowana przewróciłam prędko oczami, po czym poprawiłam swoją pozycje pomiędzy nogami władcy i zerknęłam ostrożnie na jego pociągłą twarz.
- W piekle wszyscy kłamią. Kwestia przyzwyczajenia. - stwierdziłam głosem wyprutym z jakichkolwiek emocji, na co mężczyzna ponownie uśmiechnął się szeroko. Moja impertynencja zawsze go rozbawiała. Pytanie jednak, kiedy to rozbawienie przeobrażało się w wściekłość? Nie lubiłam naginać cienkiej linii pomiędzy tymi czynnikami, więc ponownie odwróciłam wzrok i zacisnęłam zęby.
- Ostatnimi czasy stałaś się wyjątkowo bezczelna. - mruknął, oblizawszy łakomie wargi. Widok wpół zezłoszczonego pana, wprawił moje dłonie w delikatne drżenie. Bijąc się w myślach za ten wiecznie gubiący mnie język, przełknęłam głośno ślinę i zaczęłam bawić się własnymi palcami. Nie chciałam, żeby znowu zesłał na mnie karę. Mięśnie prawego ramienia jeszcze całkowicie się ze sobą nie skleiły więc, jeśli za mocno pociągnie... Z pewnością oderwie je od reszty.
    - Brakuje mi Elizabeth. - wydukałam nieskładnie, by wytłumaczyć jakoś motyw mojego dziwnego zachowania. Elizabeth była personalną służką Lucyfera, jedną z jego wielu kochanek, a zarazem moją najlepszą przyjaciółką. Uciekła z zamku, gdy pan zabronił jej odwiedzania Francji - położonego na ziemi kraju w którym mieszkał jej podopieczny. Po pięćdziesięciu latach ten na pewno już nie żył. Elizabeth musiała być wściekła. Nie było wątpliwości, że już nie wróci.
- Nie mogłem nic dla niej zrobić. Skoro całe piekło zaprzestało podróży na ziemię, ona nie miała wystarczająco ważnego powodu, by stanowić wyjątek. - żachnął sucho. Tok myślenia Lucyfera przeraźliwie mnie irytował. Dla niego nikt nie był wyjątkowy. Nikt nie zasługiwał na przepustkę ulgową, nikt nie mógł stanowić wyjątku, nikt nie mógł być specjalny... Żałosne. Gdybym ja miała władzę wszystko byłoby lepsze. Rozumiem, że był demonem, ale tu nie chodzi o przypadkowe istoty niższej klasy, a o jego własnych poddanych!  Jak można w takiej sytuacji myśleć tylko o sobie, ja się pytam? To niedopuszczalne. Wstrętne!
- Znowu nie mówisz mi co myślisz. - Brunet złapał mnie znienacka za brodę i pociągnął ją do góry, krzyżując swoje spojrzenie z moim. Mocny chwyt zabarwił mi skórę na czerwono, a ostre paznokcie zostawiły po sobie krwawiące zadrapania. Zbyt zdumiona na wyrwanie się, postawiłam tylko oczy w słup i rozchyliłam lekko usta. - Ile już tutaj tkwisz? Dwa tysiące lat? Trzy? Kiedy wreszcie nauczysz się, że bycie ze mną szczerą jest jedynym optymalnym wyjściem? - dodał pochmurnie.
- Wolę nie mówić rzeczy, które mogłyby cię zezłościć. - wymamrotałam niepewnie. W odpowiedzi nacisk na brodzie zwiększył się bez ostrzeżenia. Nieznanego pochodzenia chrupnięcie dopadło moje uszy. Pokruszyła mi się kość.
    - Bezczelna z ciebie dziewucha. - wyszeptał w końcu, po czym chwycił mnie w pasie i pociągnął w górę. Zdezorientowana podniosłam się z ziemi, usiadłam Lucyferowi na kolanach i z trudem spróbowałam się wyrwać, gdy z uśmiechem na ustach rzucił mi się na szyję, gryząc ją tak mocno, że aż obfita porcja szkarłatnej posoki oblała mu koszulę. Intensywny ból sparaliżował mi nerwy.
- Nghh! P-puszczaj!... Proszę!... Przepraszam!... - wyspałam, drapiąc go z całych sił w dłonie. Po kilku sekundach udało mi się otworzyć na rękach władcy ponad pięciocentymetrową ranę, ale to nie wystarczyło, by moja tortura dobiegła końca. Im dłużej walczyłam tym bardziej ostre zęby rozszarpywały mi mięśnie. Lucyfer przejechał językiem w miejscu, które gryzł, po czym przytulił mnie do siebie i wsunął mi palce pod sukienkę. - ... Dosyć! - pisnęłam donośnie. MAM DOŚĆ!
     Pomogę ci, zagubiona duszo. Odnajdź swoje miejsce i przestań cierpieć. Głos miękki jak droga satyna, radosny jak wschód słońca i dźwięczny jak gra skrzypiec, rozbrzmiał echem w najgłębszej części mojego umysłu. Zalana łzami otworzyłam szeroko oczy i zamarłam w miejscu. Nim mogłabym pomyśleć o czymkolwiek, ból na mojej krtani ustał, a lodowate dłonie pod moim ubraniem zniknęły, pozostawiając po sobie tylko rozpalone ślady palców. Zbita z tropu rozejrzałam się dookoła. Nie byłam już z moim panem. Nie byłam nawet w pałacu. Byłam w... Pustce.
    Nieznana siła szarpnęła moim żołądkiem. Dotychczas lewitujące w mlecznym świetle ciało mimowolnie się skuliło. Zaczęłam spadać, a właściwie to runęłam w dół. Zimne powietrze roztrzepało mi włosy na wszystkie strony.
    Po raz pierwszy w życiu obleciał mnie strach. Kompletnie nie wiedziałam co się dzieje? Gdzie ja jestem? Dlaczego? Czy ja zginę? Moje pytania miały przeznaczone szybko zostać wyjaśnione. Nie minęło nawet dziesięć sekund, a pod plecami poczułam delikatny dotyk. Czyjeś ciepłe dłonie złapały mnie pod linią kolan oraz łopatkach, po czym zadziałało na mnie prawo grawitacji i praktycznie utonęłam w masywnych ramionach wyższego ode mnie o głowę mężczyzny.
    - C-co? Co się właśnie stało? - zdołałam wydukać, nim melodyjny śmiech oderwał mnie jak biczem strzelił od tępego wpatrywania się w pustkę.
- Demonie. - Roztrzęsiona odchyliłam głowę, by spojrzeć prosto w oczy błękitnookiego blondyna, odzianego w mleczną togę sięgającą ziemi. - Nadszedł dzień twojego wybawienia. - oznajmił ciepło. Nad jego głową wisiało osłupiające światło w kształcie kręgu, a za masywnym ramionami mogłam wyraźnie dojrzeć zarys złotych skrzydeł. Spłoszona widokiem Bożego wysłannika instynktownie szarpnęłam i zaczęłam się wyrywać.
- Odstaw mnie na ziemię! Puść! Kim jesteś?! Czego chcesz?! - wykrzyczałam, rzucając się jak pchła na łańcuchu. Mocny aczkolwiek życzliwy ucisk na moim ciele nie ustał. Blondyn uśmiechnął się tylko delikatnie i kiwnął głową na powitanie.
- Jestem Gabriel i przybyłem, by cię uratować.
____________________________________

Lucyfer wraz z bohaterką

     Witaj, jestem Fuyuko Kochiyo ale większość ludzi w zwyczaju ma nazywać mnie dziwolągiem Fuyu. Jako autorka bloga pragnę z góry podziękować ci za przeczytanie prologu jednego z wielu, ale to wielu opowiadań jakie pojawią się na tej stronie. Mam nadzieje, że post podsycił w jakimś stopniu twoją ciekawość i że zostaniesz tu na dłużej. (Mam herbatę!... I ciastka!) Zapowiadają się niezłe emocje, więc nie przegap nowych rozdziałów oraz pamiętaj... Każdy ale to każdy zasługuje na drugą szansę, nawet demony ;)

P.S Jeśli chcesz podzielić się ze mną twoją opinią wiedz, że będę niezwykle wdzięczna i szczęśliwa. Nic nie motywuje bardziej od komentarzy.

4 komentarze:

  1. Z przyjemnością informuję Cię, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
    Życzę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przybyłam zwabiona przeczuciem o nieznanym pochodzeniu.
    A może ci się spodoba, Kernit? Wszakże poszukujesz czegoś oryginalnego, a tam występuje sam Lucyfer.
    Opis bez wątpienia przykuł moją uwagę i z całą pewnością mogę stwierdzić, że nie żałuję tych dziesięciu minut, które poświęciłam na zaznajomienie się z prologiem Twego opowiadania. Piszesz obłędnie i bez żadnego trudu, a nawet z wielką przyjemnością, śledziłam wzrokiem następne zdania. Sam pomysł, jak i wykonanie, sprawia, że czuję potrzebę dostarczenia swemu organizmowi następnej dawki. Pragnę więcej, po prostu.
    O samej fabule nie mogę się wypowiedzieć, albowiem to dopiero prolog. Natomiast, jak już wcześniej wspomniała, pomysł wydaje się być cholernie oryginalny. Ponadto całkowicie trafiłaś w moje gusta. Demony to coś, co Panienka Kernit uwielbia najbardziej. (^.^)
    No cóż, będzie krótko, bo być tak musi. Wraz z rozwojem akcji me komentarze oraz przemyślenia nabiorą na sile.
    Przesyłam bardzo dużo pozytywnej energii, weny oraz chęci do wszystkiego. Z niecierpliwością będę wyczekiwać nowego rozdziału. Pozdrawiam gorąco.
    Nowa czytelniczka odmeldowuje się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpadłam ze względu na katalog, opis niezwykle mnie zaciekawił. *uśmiecha się i obraca na pięcie. Jej brąz włosy obracają się wraz z nią i opadają na prawe ramię. Uśmiecha się przyjaźnie. Rozchyla pudrowo różowe usta* W tych czasach ciężko jest znaleźć coś.... hmm? Nadzwyczajnego i oryginalnego. Przeważnie wybierana jest nudna, jak flaki z olejem. *Wzdycha bezradnie.* Jednak tego nie mogę powiedzieć o Twoim opowiadaniu, chociaż jest to zaledwie prolog, czuję że czymś nas zaskoczysz.
    Przyciągnęła mnie tematyka, a mianowicie "Horror", jak i sama wzmianka o panu piekieł, którego wręcz uwielbiam, ale w mojej wyobraźni jest zupełnie inną osobą niż została tutaj opisane, jednak to nie oznacza nic złego. Wręcz przeciwnie, czasem ciekawie jest się wyrwać z objęć własnej wyobraźni. *Na jej twarzy gości ciepły uśmiech*
    Nie ukrywam, że zakończenie mnie rozczarowało, ale tylko ze względu na to, że było zakończeniem.
    Piszesz naprawdę dobrze, podoba mi się Twój styl pisania, i na pewno będę wierną czytelniczką, która z cierpliwością oczekiwać będzie kolejnego rozdziału.
    Przesyłam pozdrowienia i kubełek weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lucyfer to przystojniak :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń